Pierwszy (szósty) Półmaraton Warszawski – zaliczony

niedziela, Marzec 27th, 2011 @ 17:12


Przed startem
Trochę obaw było, nie powiem. Od trzech tygodni prawie nie biegałem, a że było to z powodu choroby, to organizm był osłabiony.
Założyłem więc, że będę biegł na tętno, nie na czas. Przyjąłem, że będę się kręcił gdzieś w okolicach górnej granicy 2 zakresu i jak na 18 km zostanie zapas sił, to przyspieszę.
Pojechałem dzielnie w piątek do “misia naszych czasów”, czyli do Centrum Olimpijskiego i odebrałem graty. Można je zobaczyć na zdjęciu razem z innymi akcesoriami, które przygotowałem.

Początki
Zawody jednak są tym cenniejsze, że zbierają doświadczenia w prawdziwych startach. Już jak stałem na starcie, tętno miałem 129 i zaznaczę, że nie jest to moje tętno spoczynkowe ;). Wspomniana granica 2 zakresu, to jakieś 146 uderzeń na minutę. Ja jednak niemalże od pierwszych chwil miałem duże trudności z utrzymaniem się poniżej 150 uderzeń na minutę, a po pierwszych dwóch kilometrach uznałem, że biegnie mi się dobrze, choć nie za szybko i teraz moim tętnem odniesienia będzie właśnie 150 uderzeń.
Muszę przyznać, że bardzo trudno jest utrzymać dyscyplinę i pohamować swoje ambicje. Przez pierwsze 5 km nic innego nie robiłem, tylko się wkurzałem, że wszyscy mnie wyprzedzają. Zniosłem to jednak jakoś i powtarzałem sobie w duchu, że się jeszcze z tymi wszystkimi “sprinterami” prawdopodobnie zobaczę.

Punkty z wodopojem
Generalnie mniej więcej co 5 km były ustawione punkty z wodą i izotonikiem. Zaplanowałem sobie, że pierwsze 10 km biegnę na wodzie, a potem przyda się trochę węglowodanów. Jakież było moje zdziwienie gdy na 10 kilometrze wziąłem izotonik. Zaczęło mi się “kleić” w ustach i utrudniało to znacznie oddychanie przez następne 10 minut. Miałem jednak kolejne 5 km, aby wymyślić rozwiązanie tego problemu. Wymyśliłem, że w następnym punkcie biorę i wodę i izotonik. Najpierw się zaklejam izotonikiem, a potem “przepłukuję” wodą. Zadziałało i mogę polecić tę metodę.

Pierwsze zmęczenie
Przed startem bałem się najbardziej o moje płuca i serce. Zakładałem, że to te części mojego ciała najbardziej ucierpiały przez prawie trzytygodniową przerwę. Nogi to jednak masa mięśniowa i pewnie tak szybko nie zapomina o wyzwaniach jakie się przed nią stawia.
Objawem pierwszego zmęczenia, które przyszło około 15 km, był jednak ból nóg ;). Oczywiście mógł być spowodowany niedostarczaniem odpowiedniej ilości tlenu przez serce i płuca, ale tego nie wiem na pewno. Wiem, że od tej chwili ból się już ze mną nie rozstawał. To nie była jedyna niespodzianka jaką mi zgotował mój organizm, ale o tym za chwilę.

Plan przyśpieszenia
Jak pisałem na początku postanowiłem przyspieszyć od 18 km. Widziałem jednak (sprawdziłem to wcześniej), że mniej więcej w tym miejscu jest ulica Sanguszki. Ulica ta mogła spowodować, że zwolnię w tym miejscu zamiast przyspieszyć, bo jest tam silny podbieg. Stwierdziłem więc, że postaram się tam chociaż nie zwolnić, a na końcu podbiegu szpula !
Oj jak ja chwaliłem swoją cierpliwość i samozaparcie z początku biegu i to, że zachowałem tyle sił na ten podbieg. Nie był w sumie taki straszny, jednak na 18 kilometrze wszystko było jakby straszniejsze. Nie mniej jednak rezerwa sił pozwoliła mi na godne stawienie czoła ulicy Sanguszki. Pogłębiłem nieco oddech i jazda.
Zacząłem tam spotykać “starych znajomych” tych, którzy byli źródłem frustracji z początku biegu. Minąłem wielu ludzi na tym podbiegu.
Gdy podbieg się skończył, niesiony i zmotywowany poprawieniem swojej pozycji przyśpieszyłem. I w sumie przyśpieszałem już chyba do końca.

Długi finisz
Od Sanguszki już nie zwolniłem. Przynajmniej tętna, bo z szybkością walczyłem cały czas. W każdym razie mijałem ludzi jak tyczki i to mnie niosło pomimo słabszych chwil. Sprawdziły się słowa doświadczonych biegaczy, którzy twierdzą, że kto na początku biegnie za szybko ma problemy później. Ja nie miałem ;)
No, może nie do końca. Miałem, ale zaczęły się na kilometr przed metą, kiedy to moje tętno osiągnęło historyczną wartość 196 uderzeń na minutę.
I tym oto sposobem mój organizm zaskoczył mnie po raz kolejny, poprzednio myślałem, że moje maksymalne tętno to 186 uderzeń na minutę. Zawody to zweryfikowały.
Ostatni kilometr był ciężki. Biegłem z tętnem cały czas powyżej 190 i ciężko dyszałem. Miałem nadzieję że ostatnia prosta doda mi sił, ale tak nie było. Wydaje mi się, że jednak w tej walce z sobą samym wciąż wygrywałem. Nie zwalniałem, tylko dyszałem coraz ciężej.

Ostatnie sto metrów
Po raz pierwszy poczułem to uczucie. Niby oddychasz pełną piersią, a jednak nie dasz rady wciągnąć tyle powietrze ile Ci potrzeba. Po prostu jakbyś się dusił. Tak się czułem na ostatnich 100 metrach.
Myślałem tylko – “aby dobiec”. Z drugiej jednak strony biegłem bardzo szybko. Na tych ostatnich metrach nikt mnie nie wyprzedził. Za to ja spotkałem się się z kolejnym przypływem energii, a powodem była grupka kilku osób, które biegły przede mną. Pomyślałem , że spróbuje być przed nimi i jeszcze przyśpieszyłem.
Udało się. Dobiegłem jednak praktycznie na bezdechu i półprzytomny. Jakiś koleś musiał mnie uświadomić, że powinienem przejść dalej, aby dać miejsce następnym. Ja najchętniej bym tam został ;)

Dostałem medal i poszedłem sobie odetchnąć.

Wrażenia
NIEZAPOMNIANE!!!
Dzięki Kubo, że mnie namówiłeś na ten start. Przyda mi się to doświadczenie.
A teraz czas wznowić treningi do, nie pół, lecz całego maratonu. Jeszcze dużo czasu i treningów upłynie zanim będę gotów na wymarzone 4 godziny, więc do dzieła.

Liczby
Wyniki oficjalne:

5 km 10 km 15 km META
Czas 00:35:23 01:05:50 01:36:48 02:12:44 (02:08:44 netto)
Miejsce 4083 4052 4044 3782

Wyniki z pulsometra:

Start o godzinie: 10:04:00
Czas biegu: 2:11:44
Maksymalne tętno: 196 (nowe 100%)
Średnie tętno: 164
Maksymalna prędkość (min/km): 3:47
Średnia prędkość (min/km): 6:06
Dystans: 21,54km

Przydatne? Podziel się!

Tags: , , ,
Posted in Biegi | 2 komentarzy »

2 Responses to “Pierwszy (szósty) Półmaraton Warszawski – zaliczony”

  1. Kuba Choinski pisze:

    Gratuluję!!! I mam nadzieję, że na 42 km się uda spotkać :)

  2. Grzegorz pisze:

    Dzięki za gratulacje. nad 42 km będę pracował. Uczucia i emocje, jakie będą mi wtedy towarzyszyć pewnie będą podobne do tych dzisiejszych. W końcu dzisiaj była tylko połowa tego dystansu i wiem po dzisiejszym, że na 42 jeszcze na pewno za wcześnie. Do 25 września jednak jest sporo czasu, więc mam nadzieję się przygotować.
    Nie wykluczam też startów po drodze, to jednak daję sporą wiedzę w jakiej się jest formie.